Moje ciało będzie jeszcze smaczniejsze kiedy straci swoją panią

Autor: Nyeri , środa, 10 sierpnia 2011 8/10/2011 01:49:00 AM

źrenica czasu
zawęża się
we mnie
im bliżej jestem światła
dlatego zbyt często
uciekam
od ciebie


Zimna podłoga. Zamknięte drzwi i zasłonięte żaluzje. Zgaszone światło. Wiatr nad wzgórzami. Deszcz. Słońce. I znowu deszcz. Jeden dzień. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnej dobroci, żadych uczuć. Co mnie zabiło?
Jestem chora. Chora na śmierć. To specyficzna choroba - brak mi duszy, odczuć, emocji. Przynajmniej tych pozytywnych. Stoję nieobecna myślami w swoim tymczasowym pokoju i nie mam siły, nie wiem co począć. Zbiera mi się na płacz. Ale płacz mnie wykańcza więc bronię się przed tym. Na przemian świadomość odpływa, to znów powraca, wszystko wiruje. Dość.
Ktoś puka do drewnianych, sosnowych drzwi. Odwracam się i podchodzę do nich, nie śpiesząc się. Nie jestem ciekawa kto jest za drewnianym portalem, lecz otwieram go. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Rudawe spięte włosy. Oczy istnie kocie. Nos mały, policzki ozdobione drobnymi piegami. I ten uśmiech.. Cóż to był za uśmiech. Nie dający porównać się do niczego ziemskiego.
Nie reaguję na żadne bodźce. Jestem otumaniona jej widokiem. Wyrywam się z transu i nagle słyszę:
- Witaj. Przepraszam, że przeszkadzam, ale pomyślałam sobie, że wypadałoby się przedstawić i poznać. W końcu spędzimy razem trochę czasu. - wypowiada się z niezwykłym spokojem w głosie, który mnie dobija i jednocześnie czaruje. Dlaczego ona tak na mnie działa?
- Widać myślenie nie wychodzi ci za dobrze. Nie mam ochoty na posiadówkę i idiotyczną zabawę w poznawanie się nawzajem. Odpuść i znajdź innego ufoludka, który da się na to namówić. - odpowiedziałam z chłodem, mrużąc oczy. Muszę się jej jakoś pozbyć. Czuję jak przyśpiesza mi tętno. Źle. Zamykam jej drzwi przed nosem i pozbawiam wszelakiej nadzieji na nawiązanie konwersacji. Albo jednak nie? Znów słyszę ciche, rytmiczne pukanie. Brak jej dumy. Sądziłam, że zostawi mnie w spokoju. Zadziwia mnie. Nie mam ochoty na integrację. Chcę zostać sama ze sobą. Poczuć ból. Ból świadczący o tym, iż znowu wyszystko popsułam. Odeszła. Zabrała mi myśli.
Rzuciłam się na łóżko zmęczona podróżą, nie przejmowałam się walizką i swoim zapachem. Nie dziś. Miałam chęć choć na chwilę uwolnić się ze szpon rzeczywistości.


~


Śniła mi się. Widziałam jej piękną twarz. Ale nie chciałam tego. To naprawdę potwornie wróży. Nie mogę się z nią kontaktować. Nie i koniec. Choć to chyba będzie trudne, bo spędzę z nią aż dziesięć dni. Bez dzisiejszego już tylko dziewięć.
Podnoszę się z łóżka nie zastanawiając się dłużej. Przecieram oczy i spoglądam na wyświetlacz komórki. Późno. Śniadanie jest za pół godziny. Zaglądam do torby i z trudem wygrzebuję z niej ciemne jeansy oraz podkoszulek z zespołem Rammstein. Podoba mi się ich muzyka, w szczególności głos Till'a. Zakładam przygotowane ubrania na siebie i przeczesuję dłonią włosy, które delikatnie opadają mi na twarz. Wychodzę, nie maluję się. Wręcz nie znoszę tego robić. Makijaż i moja osoba nie pasują do siebie. Nawet nie patrzę w lustro, boję się, że kolejny raz napotkam twarz bez wyrazu z oczami pełnymi pustki.
Zostało mi jeszcze jakieś piętnaście minut więc zabieram się za rozpakowanie bagażu. Idzie mi szybko, nie staram się, by ubrania były schludnie, prosto ułożone. Nie jestem pedantyczna.
Szybko mi to zeszło więc nie zważając na czas ruszyłam w stronę drzwi, by wydostać się z pomieszczenia. Zeszłam schodami na dół, kierując się dalej przez obszerny, stylizowany na wiekowy korytarz. Cały ten ośrodek wygląda na średniowieczny zamek. Lubię takie klimaty. Chwilami chciałabym się przenieść do Wiktoriańskiej Anglii i już nie wracać do obecnych czasów. Mam wrażenie, że życie wtedy było łatwiejsze, mniej wymagające. Ale co ja mogę o tym wiedzieć?
Mało kto się tu teraz kręcił, wszyscy pewnie wpadną na ostatnią minutę. A ja nie lubię pośpiechu, wolę się nie stresować i mieć czas na spokój. Nie zważając na nieobecność ludzi, weszłam na stołówkę i zajęłam pierwsze lepsze miejsce w ostatnim stoliku, przy ścianie. Zastanawiałam się chwilę czy zadzwonić do rodziców. Po chwili namysłu zrezygnowałam jednak z tej koncepcji. Przyjechałam tu aby ich odciążyć od swojego towarzystwa. Wiem, że codzienne oglądanie mojej strutej twarzy może być męczące. Nie umiem inaczej. Od kiedy ona odeszła ciężko jest mi robić cokolwiek, nie mówiąc już o normalnym życiu, uśmiechaniu się. To ponad moje siły. Nie wiem czy kiedykolwiek się z tego otrząsnę.
Krzyk. Ktoś krzyczy. Podnoszę wzrok do góry automatycznie zatrzymując go na obliczu stojącej przede mną dziewczyny. To ta sama, z którą jechałam w autokarze. Jest przy kości, jej włosy sięgają ramion, lekko kręcone o kasztanowej barwie. Oczy ma duże, szkliste, miodowe. Na lewym policzku widnieje mała blizna, jakby po rozcięciu. Nie jest wysoka.
Jestem zmieszana, nie usłyszałam co mówi. Teraz patrzy się na mnie wyczekującym wzrokiem.
- Czego? - rzucam ostro, zbijając ją z tropu. Nie będę się cackać. W głębi wiem, że zachowuję się co najmniej podle, ale nie zmienię swojego podejścia.
- Pytałam się czy to siedzenie jest wolne. - wskazuje ręką na mebel tuż obok mnie. Głos jej drży i jest skrępowana.
- A co, czujesz pociąg seksualny do tego krzesła? Czyżbym miała do czynienia z obiektofilem? - w moim głosie nie słychać ani krzty ironii chociaż nią jest. Małolata jest skonsternowana. Widzę jak się krzywi i czerwieni. Nie wie jak zareagować. Podoba mi się to.
- W takim razie sobie usiądę. - udaje, iż nie przejęła się moimi słowami. Wprawiła mnie w zaskoczenie. Odsunęła siedzenie i zajęła miejsce, delikatnie się kurcząc. Byłam pewna, że się podda. Pewna, że jest słaba. Widziałam zmieszanie na jej twarzy. Widziałam bardzo dokładnie jej minę. Czy oby na pewno dobrze widziałam?
Nie odezwałam się nic, a jedynie zaczęłam obserwować ludzi powoli zbierających się w sali. Każdy z nich był taki sam. Do głębi identyczny. Zwykli, szarzy, nie wyróżniający się. Oprócz niej. Właśnie weszła na stołówkę rozglądając się za wolnym siedliskiem. Przyglądałam się jak z gracją mija kolejne stoliki, powoli zbliżając się do mojego. Zapomniałam, że znajduje się tu pare wolnych siedzeń. Nie. Nie chcę aby koło mnie usiadła. Nie powinna. Nie po tym jak ją ostatnio potraktowałam. A jednak, zajęła miejsce. Na przeciw mnie. Patrzyła się, na mnie. A ja patrzyłam się na nią. Nie wiem ile to trwało, ale szybko oderwałam wzrok i skrzywiłam się na znak niezadowolenia. Zimna suka, co? A wiesz, że dobrze mi z tym? Mniej boli, o tam, w środku. Choć z dnia na dzień zastanawiam się czy coś tam jeszcze jest. Nie odzywa się, a jedynie intensywniej wgapia się w moją twarz. Czego ona oczekuje? Czego chce?
- Nie rozumiem. - oznajmiam. Robi zdziwioną minę.
- Czego nie rozumiesz?
Nie odpowiadam jej dłuższą chwilę, czekając na reakcję. Jednak otrzymałam tylko kolejne spojrzenie tych zielonych, kocich tęczówek. Te oczy były w nieustannym ruchu, sprawiały wrażenie mokrych od łez, sprawiały wrażenie zaskoczonych, słabych, sprawiały wrażenie ustępliwych. A jednak zadawały gwałt, miażdżyły, przenikały, ganiły.
- Nie chciałam z tobą rozmawiać i nadal nie chcę. Dlaczego więc ciągle za mną łazisz?
- Przecież tylko sobie usiadłam, wcale nie mam zamiaru ciągle za tobą chodzić. - powiedziała z łatwością nie patrząc już na mnie.
- Kompletnie brak ci godności? - bardziej stwierdziłam niż zapytałam. Nie czekałam już na odpowiedź, a jedynie wstałam od stołu straciwszy ochotę na jedzenie. Wyszłam, mijając rozbestwione dzieciaki i przepełnione stoliki. Nie mogłam cały czas jej unikać. Ale nie mogłam też pozwolić sobie na jakiekolwiek bliższe stosunki. Wiem jak to się skończy. Bo się skończy. Albo może nie wiem? Może na siłę chcę ją od siebie odepchnąć? Może jestem uprzedzona? Rozdrapywałam rany w duszy drzazgą co tkwiła pod złamanym paznokciem.