Jestem jak puchnące drożdże, ciało bez kształtu

Autor: Nyeri , piątek, 20 stycznia 2012 1/20/2012 08:35:00 PM

w niezmąconą ciszę
kamień rzucony
odbija się
od dna
oczu

solą
wargi
sznurując
(do)tkliw(i)e
zamyka powieki

Strach trzyma mnie za rękę, a moje drżenie nie ma ani chwili wytchnienia. Drżę. Drżę, kiedy wszystko na świecie wibruje w powietrzu, drżę, bo wiem, że na zewnątrz jest jeszcze życie, a ja nie potrafię go przeżyć. Czuję potrzebę przyjrzenia się życiu, które jest we mnie, ciemnemu życiu, czuję potrzebę, by żyć wewnątrz siebie, ponieważ poza mną nie istnieje nikt, kto może mi dać życie. Wyjść z siebie. Moje marzenie. Stanąć z boku i przez chwilę oddychać świeżym powietrzem. Teraz nie mam już śmierci w sercu, ponieważ moje serce zostało odarte do cna. Teraz śmierć rozchodzi się jak nowotwór, czuję jak się mrowi i osadza między stawami i mięśniami.
Uchylam powieki i zauważam Tamarę obok siebie. Nawet nie myślę o tym, co stało się w nocy. Zbyt wielki obrzydzenie do siebie czuję. Zastanawiam się jedynie jak z tego wybrnąć. Nie czuję nic do niej. Jest mi obojętna, jednak nie na tyle, by móc jej to powiedzieć. Nie lubię kobiet wyglądających zwyczajnie i będących zwyczajnymi. Zrobiłam coś, co jest niewybaczalne. Po raz kolejny. Co zrobię, gdy ona zaraz otworzy oczy? Powiem - "znikaj, przespałam się z tobą, bo miałam doła"?

~

Zeszłyśmy razem na śniadanie, a po drodze aż trzy razy próbowała łapać mnie za rękę. Nawet nie chciała widzieć tego, że się wyrywam podczas pocałunku, nie chciała czuć tego, że nie ma w nim czułości i życia. Zaplatam się w kokonie toksyczności. Co, jeżeli już się z niego nie wyplączę?

~

- Co będziesz jadła, Saruś? - pyta się mnie, gdy siedzimy już przy pełnym jedzenia stole.
Jestem wściekła, ale dziękuję temu z góry, że Marlena jeszcze nie zeszła i nie słyszy. Odwróciłaby się ode mnie, gdyby wiedziała, że jestem homoseksualna? A może wręcz przeciwnie? Na razie nie chcę się przekonywać.
- Chyba wezmę sobie mleko i płatki. - odpowiadam bez entuzjazmu, oczywiście Tamara tego nie zauważa i wciąż szczerzy się jakby była niespełna rozumu. Czy mogę psuć taki humor? Cieszy mnie jej radość, boli jej powód.
- Wiesz, że jestem strasznie szczęśliwa? Jak nigdy. - zagląda w moje oczy i dotyka ręki - Jak cię zobaczyłam wtedy, w tym autobusie, od razu wiedziałam, że jesteś inna. Bo jesteś. I dalej mnie fascynujesz. - splata moje palce z jej palcami - Za każdym razem gdy mnie odrzucałaś, jeszcze bardziej chciałam być z tobą, chociażby cię dotknąć opuszkiem palca. Bałam się. Ale wczoraj, w nocy już nie miałam siły. Minęły dopiero dwa dni, a ty już stałaś się dla mnie ważna. Czasem tego nie pojmuję, ale nie mogę nic zrobić. Przyniosłaś krzesło i uparcie siedzisz w mojej głowie, skubana. Teraz zdałam sobie sprawę, że dobrze zrobiłam przychodząc. Okazało się, że jesteś taka jak ja i też czujesz to samo. - miałam wrażenie jakby ten wywód trwał całe lata, a mnie zrobiły się już zmarszczki. - Nie odchodź, jest wspaniale. - nie wiem co mogłabym odpowiedzieć. Nie wycofałam też ręki. Jedyne co robię to po prostu się uśmiecham siłą woli, spuszczam wzrok i już chcę zabrać się za zjedzenie czegoś, gdy nagle słyszę hałas zasuwanego krzesła. Odwracam się. I dopiero teraz dociera do mnie, że Marlena stała za mną i prawdopodobnie większość słyszała.
Spogląda w moje oczy z zaskoczeniem i - miałam wrażenie - strachem. Nie usiadła tylko odeszła.
Czego się spodziewałam? Że gdy się dowie rzuci mi się w ramiona? Chyba jeszcze nie wyzbyłam się wszystkich swoich słabości. Nienawidzę nadziei.
- Coś się stało? - krótkowłosa zadaje to pytanie z udającym zatroskaniem. Słyszę jednak nutę podejrzenia, jakby zazdrości.
- Nie, skądże. Po prostu nie wiem co jej się stało.
- Kolejna nietolerancyjna, nie wiesz?
Nie chciałam, ale musiałam się z tym zgodzić.

~

Po śniadaniu z całą grupą byliśmy w galerii sztuki. Cały ten czas spędziłam ze "swoją dziewczyną". O dziwo nawet dobrze mi się z nią rozmawiało, ale jest strasznie przewidywalna w tym co mówi, wręcz pospolita i codzienna.
Teraz siedzę w ogrodzie, utożsamiam się z rzeką, jestem nią. Jestem rzeką. Słyszę siebie i czuję. Próbuję zwolnić. Powietrze pachnie inaczej niż zwykle. To nie to słońce, nie to niebo.
Całkowicie oddaję się rysowaniu. W tej sytuacji właśnie tego mi trzeba. Ostatnio trochę to zaniedbałam, a przecież to jest tak bardzo potrzebne.
- Ładny obraz. - lekko się wzdrygam, znów ten niezwykle melodyjny głos, pełen optymizmu. Nawet nie muszę się odwracać by wiedzieć, że właśnie rudowłosa stoi za mną.
- To nie tylko obraz malowany moją ręką. To część mnie. Zbiór emocji, przeżyć, doświadczeń. Każde pociągnięcie pędzla niosło za sobą ładunek protonów, neutronów i elektronów. W każdym milimetrze barw zawiera się muzyka mojej duszy. Moje dzieła nie są zwykłymi obrazami. Są mną. Ciemnością. Moim lustrzanym odbiciem.
Specjalnie nie poruszam "tamtego" tematu. To ona sama musi go podjąć.
- Nie jesteś ciemnością. Dla mnie jesteś światłością. - drżenie w głosie daje się poznać. Nie zupełnie wiem co mogłoby to znaczyć. Dlatego wolę nie odpowiadać. Gdy zauważa, że milczę i zajmuję się swoim rysunkiem, dodaje:
- Dlaczego zawsze jesteś taka zimna? - siada obok na ławce, nawet na mnie nie zerkając.
- Zamknęłam się w sobie, ukisiłam i skwaśniałam. Nauczyłam się jednego - nigdy nie przywiązuj się do ludzi, bo albo odejdą kopiąc cię w dupę, albo nie z własnej woli. Tak czy siak, zawsze pozostaje sam ból. Widzisz? - podciągam rękawy czarnej bluzy i pokazuję zabliźnione ręce. Widzę, że nie rozumie. - to wszystko przez ludzi. Nie znoszę ich, nie mogę z nimi żyć, w ich świecie, nie mogę należeć do tego społeczeństwa. - kompletnie się przed nią otwieram, teraz żałuję, że nie ugryzłam się w język.
- Pewnie myślisz teraz "po co ja jej to mówię, przecież i tak nie wie co znaczy prawdziwe życie, bo wiecznie tylko się uśmiecha". A nie jest tak. Nie zawsze ten, komu uśmiech maluje się na twarzy jest optymistą. To maska. Co prawda mam wspaniałych rodziców, którzy zawsze mnie wspierają, ale szczęście nie ogranicza się tylko do posiadania cudownej rodziny. Wiem z doświadczenia, że rany lepiej się goją, gdy się je otworzy, wyczyści z nagromadzonych wydzielin ropnych i zaszyje. Pomimo cierpienia. Tak jest lepiej. Dlatego pamiętaj, że jestem. Nie tylko jako ta, która ciągle za tobą łazi i się naprzykrza, ale także jako ta, która też wie coś na ten temat. Gdybyś chciała powiedzieć mi więcej o tych ludziach z twojego życia to chętnie posłucham. Sama wiesz gdzie mnie szukać. - chciała mnie dotknąć, ale się wzdrygnęłam na widok tego ruchu. Szybko się cofnęła, jakby ją to zabolało. Jednak nie zważałam na to, to jeszcze nie ten czas. Mówię tylko pierwsze od długiego czasu "dziękuję".

Amen

Autor: Nyeri , niedziela, 1 stycznia 2012 1/01/2012 02:36:00 AM

Otóż, w Nowym Roku, życzę, aby Wasze nastawienie do ogółu nie było takie jak u mojej głównej bohaterki. Łapcie chwile, bo wszystko traci sens, jak te ciuchy, które jeszcze wczoraj mieliśmy na sobie. Dostrzegajcie to, co dobre, bo czasem, żeby ujrzeć więcej, wystarczy tylko zamknąć oczy. Nie wolno Wam tracić nadziei. Nie możecie tracić wiary w miłość. Tam, gdzie nadzieja i wiara, tam jest i ona. Dlatego żyjcie każdego dnia, wstawajcie co rano i kładźcie się spać - z nadzieją o niej. Bo tylko to może Was uratować od całkowitej rezygnacji z życia. Pozaszywajcie wszystkie krwawiące rany z premedytacją zadane Wam przez życie. Zamknijcie te drzwi, które są niepotrzebne. Zacznijcie naprawdę realnie być, nawet ja się postaram.