Przyjdź do mnie, duszo głucha w okrucieństwie
Autor: Nyeri , sobota, 3 września 2011 9/03/2011 09:13:00 PM
ja
to ręce nogi i oczy bez barwy
bo ciągle odwracam wzrok
od światła
i nadzieja co podpełza do stóp
na ślepo
bo łatwiej być niewidocznym
pomiędzy wersami
którymi rzucam jak kamieniem
w siebie
ja
to usta bez śladu szminki
bo brak im wyrazu
byś nie mogła mnie odczytać
nocą czarną
i dni zgaszone przedostatnim świtem
to ręce nogi i oczy bez barwy
bo ciągle odwracam wzrok
od światła
i nadzieja co podpełza do stóp
na ślepo
bo łatwiej być niewidocznym
pomiędzy wersami
którymi rzucam jak kamieniem
w siebie
ja
to usta bez śladu szminki
bo brak im wyrazu
byś nie mogła mnie odczytać
nocą czarną
i dni zgaszone przedostatnim świtem
Światło. Czy jest gdzieś tu światło? Jeśli tak, dlaczego
nie czuję jego ciepła? Dlaczego mrok mnie otula, jak dusząca kołdra? Krew,
wszędzie krew. Krew w mojej głowie, krew w moich oczach. W moich żyłach pustka.
Chcę zobaczyć czy jest we mnie jeszcze krew. Nie, pustka, kompletna pustka. Myśli
jak rwąca rzeka, drażnią nerwy, wyrywają resztki samodzielności z moich dłoni.
Płynę z prądem, jak wszyscy, pokornie. To nie jest mój dzień, nie moja chwila
by wychylać się spośród kropli płynących pędem ku pustce, nieprzewidywalnemu
końcowi. Uderzam o kamienie i brzegi, by odbić się i płynąć dalej, z prądem. To
nie jest mój moment, jestem zbyt rozdarta. Ocierając się o kolejny głaz na
drodze załamuję się, rozpadam, po czym łączę w nową całość, jednak nie
jednakową, inną niż poprzednio. To jest właśnie moja tymczasowa egzystencja.
Obojętność na świat, która zmienia mnie na zawsze, chociaż tak na prawdę nie
jest zauważalna. Jestem jak zastygły posąg z popiołu, ze zbitego popiołu,
którego nie da się skruszyć. Mój bezruch mnie przeraża chociaż powinien fascynować.
Jestem niczym umarła. Zimna. Bezduszna. Nieruchoma. Bez życia. Można na śmierć
zapomnieć o życiu. Ja zapomniałam. Cierpię na acedię. To brak troski o własny
byt i istnienie. To niezdolność bycia tu i teraz, zajmowania się tym co jest.
Taka jestem, jestem obojętna. Chcę być obojętna. Ale w stosunku do niej nie potrafię. Jest nazbyt
wyjątkowa i czarowna. Te rude, lokowane włosy, przenikliwe oczy i
uwodzicielskie, blade usta. Czy przy niej naprawdę mogłabym zapomnieć? Mogłabym
odżyć?
~
Idę,
wraz z bandą tych bezmózgowców, jednakowych niczym drzewa w lesie, który
właśnie mijamy. Trzymam się na końcu grupy, zawsze ceniłam sobie zakończenie,
niezależnie od znaczenia. Widzę jak idzie przede mną w czerwonej koszulce i
obcisłych, ciemnych jeansach. Jej loki podskakują pod wpływem wspinania się pod
górę, rozwiewane przez wiatr, błyszczą w słońcu i tworzą cudny, artystyczny
nieład. Każda dziewczyna mogłaby jej zazdrościć, każdy facet mógłby do niej
należeć, bez wahania.
Staram
się na nią nie patrzeć, odwracając wzrok i intensywnie zastanawiając się nad
czymś innym, nieistotnym, co jednak jest mało skuteczne, gdyż chcąc nie chcąc,
moje tęczówki i tak lądują na niej.
-
Marlena! – woła ktoś z przodu, to męski głos. Widzę chłopaka, który się
zatrzymuje i ewidentnie czeka aż reszta grupy przejdzie, by mógł dostać się
właśnie do niej, właśnie do rudowłosej, zaczynając swobodnie rozmowę. Jest
przystojny, bardzo przystojny. Brunet, dłuższe, proste włosy, owalna twarz z
lekkim zarostem, pełne usta, orli nos. Ubrany na czarno, tajemniczo, elegancko.
Podoba jej się? Widzę jej uśmiech, słyszę jej śmiech, czuję jej ciepło. Nie
potrafię zrozumieć swoich uczuć, nie potrafię opisać swoich myśli. Drżę. Jest
mi zimno. Jest mi ciepło. W tej chwili, choć nie widzę jej twarzy, wyobrażam
sobie ten uroczy rumieniec na słowa czarnowłosego. Zamiast tego, jednak
dostrzegam irytację w jej gestach, ruchach. Ma zaciśnięte pięści, ramiona
napięte, ręce z całej siły przywarte do tułowia, porusza się sztywno, jak
kukła, w końcu odpowiada mu:
-
Super. – słychać sarkazm. – A możesz wyjaśnić mi, jaki jest cel twoich
opowieści na temat modelu twojego auta i wyposażenia domu? Co mnie to obchodzi?
– podnosi wymownie jedną brew.
Nie
odpowiada, a jedynie patrzy na nią otępiałym wzrokiem z otwartymi ustami. Co on
sobie myślał? Że co? Że złapie ją na wypasione, sportowe auto? To nie ten typ
dziewczyny, choć i tak prędzej czy później mu ulegnie, wszystkie tylko ślinią
się na jego widok, ona w tej kwestii nie mogłaby być inna. Nie chcę przyznawać
się do myśli, że mogłabym w jakikolwiek sposób reagować na dalsze zaloty z jego
strony w stosunku do niej. Nie chcę przyznawać się do myśli, że ona jednak nie
jest mi obojętna.
Zostawia
go samego, przechodzi na przód.
~
Obiad.
Stołówka. Pełno bachorów. Jak ja niby miałam to znosić przez całe dziewięć dni?
Jestem przyzwyczajona do towarzystwa niżu intelektualnego, ale nie w takim
stopniu, nie w takich ilościach. Gdzie nie spojrzeć – tłumy rozgadanych,
pustych wewnętrznie nastolatków, podporządkowanych, pozbawionych własnego "ja",
pozbawionych świadomości, umysłu.
Obok
mnie siedzi "pulchna", która usilnie wgapia we mnie swój wzrok. Staram się nie
reagować, choć niesamowicie mnie to denerwuje, wnet doprowadza do szału. Nie
znoszę natręctwa. Nie znoszę spojrzeń skierowanych w moją stronę.
-
Tamara. – oznajmia, wyciągając ku mnie jasną, delikatną, nieproporcjonalnie
małą dłoń. Spoglądam na nią kpiącym wzrokiem, bo tak naprawdę tchórzę, nie wiem
jak postąpić, boję się kontaktu fizycznego. Wzdycham. Nie podaję jej ręki, a
jedynie mruczę pod nosem:
- Sara.
-
Miło mi. – odpowiada z entuzjazmem i się uśmiecha, najwidoczniej zaskoczona
tym, że w ogóle raczyłam się do niej odezwać. Ostatnie słowa postanowiłam
zignorować, puściłam je mimo uszu, lecz ona, zauważywszy, iż obecnie nie jestem
w tak paskudnym humorze, zapragnęła to wykorzystać.
-
I jak? Podoba Ci się w tym miejscu?
Nie
chce mi się odpowiadać. Nie chce mi się myśleć. Ale w sumie dlaczego miałabym
ciągle być opryskliwa? Dziś zrobię wyjątek, ona i tak nie ma dla mnie większego
znaczenia.
-
Nie jest złe.
-
Mnie się podoba, zwłaszcza ten styl, pensjonat przywodzący na myśl
średniowieczną budowlę, magiczne. Góry też są piękne, ogólnie kocham góry, a
ty? – wypowiada się zgrabnie z błyskiem w oku. Kieruje na mnie spojrzenie.
- Są ok. – nie wysilam się. Chyba powinna się cieszyć, że się w ogóle odzywam,
skoro już się na mnie uparła, wie przecież jaka jestem. Zauważyła, że
odpowiadam zdawkowo. Zauważyła, że chyba niezbyt darzę ją sympatią. Zauważyła
mój wyraz twarzy. Robi cierpką minę.
-
Co o mnie myślisz?
Ostatnią rzecz jaką powinna zrobić, to spytać się mnie co o niej myślę.
Nic nie myślę. Nie ma o czym myśleć. Jeśli cię nie lubię, to cię nie lubię, jeśli mnie mierzisz, to mnie mierzisz. To tak trudno zrozumieć? Chcesz wiedzieć co myślę? Myślę, że powinnaś mieć w dupie to, co ludzie o tobie sądzą. Myślę, ze jesteś abderytką, ignorantką, a także ślepcem. Myślę, że mówisz do mnie przez cały ten czas i nawet nie dostrzegłaś, że myślami jestem gdzie indziej. Myślę, że jesteś zbyt nachalna w stosunku do mnie, nawet nie poczułaś, że moje ciało jest bez wyrazu, a twarz znieruchomiała, niczym herbata w tym wielkim kubku.
Spogląda na mnie oczami zbitego psa. Czeka. Przełykam łyk herbaty i odpowiadam:
- Myślę, że jesteś w porządku.
Kończę
dziobać to, co mam na talerzu i bez słowa wstaję od stolika, zostawiając ją.
Nie daję jej czasu na odpowiedź. Biorę ze sobą brudne naczynia, podchodząc do okienka, gdzie trzeba było je
zostawić do umycia. Obracam się. Spoglądam prosto w jej twarz, w twarz Marleny,
zdecydowanie zbyt blisko mojej. Piękne usta, oczy, nos, piegi. Oddech
niebezpiecznie mi przyśpiesza. Nie wiem co się dzieje.
- Chciałabym z Tobą porozmawiać. – rzuca tonem nieznoszącym sprzeciwu, już nie
jest tak ciepła, sympatyczna, a zadziorna, wnet arogancka, ostra.
Jeszcze
przez krótką chwilę mogłam napawać się zapachem jej oddechu.
Dziękuję za Twój komentarz, naprawdę wiele dla mnie znaczy.